Irytuje mnie, gdy potykam się o zwiedzających, robiących selfie przy każdym eksponacie. Na „Tęczy anioła” było jednak inaczej.
Tłum ogrzewający się w ciepłym świetle prezentowanych w Zachęcie neonów zrobił na mnie nie mniejsze wrażenia, niż sama wystawa.
fot.: Marek Krzyżanek / Zachęta
Nie trudno ulec urokowi neonów. To co działo się na wystawie Sarkisa to tego najlepszy dowód. Główna ekspozycja, której centralnie miejsce zajmowana tytułowa tęcza, przypominała studio fotograficzne pełne fotografów-amatorów. Urzeczeni klimatem zwiedzający, robili sobie zdjęcia tu czym się dało. I ile się dało.
fot.: Anna Brzezińska-Czerska
Ujęło mnie to, choć przeglądając swoje fotografie w telefonie, nie wierzę że udało im się zapisać na karatach pamięci klimat tych świetlnych realizacji… A był on niepowtarzalny.
Sarkis to artysta konceptualny, który w swoich pracach odnosi się do współczesnych zjawisk społecznych. Często sięga przy tym po tworzywo jakim jest tradycyjny neon (oraz nomen omen fotografię ;)). Z punktu widzenia wystawy w Zachęcie najważniejsze chyba jednak jest to, że Sarkis osadza swoje działania lokalnie, wpisuje je w kontekst miejsca.
Dlatego do realizacji ostatniej wystawy wciągnął swoich polskich współpracowników, którzy mieli za zadanie zapisać ważne dla siebie sekwencje. Część z tych haseł artysta przetworzył w neonowe instalacje, zachowując przy tym oryginalne charaktery pisma autorów. I tak, poza tęczą, która wielokrotnie już pojawiam się w jego realizacjach, w Zachęcie można było zobaczyć 21 neonowych sentencji.
Prezentację uzupełniały zestawienia reporterskich fotografii z demonstracji, konfliktów zbrojnych, osiedli slumsów itp. Dopatrzeć się w nich można było kontrastu (ale to już może być moja nadinterpretacja), bo w większości tych zestawień dramaty cywilizacyjne, wywołane wprost przez ludzi, ścierały się ze zjawiskami od nas niezależnymi, wynikającymi z rytmu natury.
Wystawę „domykała” instalacja z dziewczyną-aniołem. Znów neonowa.